13. Konkurs Gepperta
Dziennie świat reprodukuje i dostarcza miliony obrazów. Nasza zdolność do ich przetworzenia i przyswojenia jest z kolei minimalna. Czy zatem potrzebujemy nowych obrazów?
Artyści, malarze odpowiedzą – tak, potrzebujemy nowych obrazów.
Picasso powiedział: „Jeśli jesteś w akwarium, nie jesteś w stanie zobaczyć jego piękna”. To wdzięczne zdanie buduje refleksję nad tłem funkcjonowania współczesnego malarza. Dziś akwarium to nie czarująca laguna, pełna wyrafinowanych barw i niespotykanych kształtów, a raczej zbieg wszystkich rzek i mórz, prądów wielu kierunków, z przyczajoną katastrofą (ekologiczną) w tle. Stawiam tezę, że artyści znajdują się w sercu takiego akwarium, a jeśli dodatkowo założymy, że wciąż „widzą więcej” niż inni, to okazuje się, że tkwią w nadmiarze bodźców, na skalę dotąd niespotykaną.
Środowisko naturalne współczesnego malarza to przede wszystkim internet, który stał się najbardziej uczęszczaną przestrzenią życia codziennego. Wszelkie „plenery” i artystyczne kwerendy mają dziś miejsce właśnie tam. Zakres inspiracji jest tu nieograniczony pod względem dostępności treści i impulsów. W praktyce oznacza to swobodne wykorzystywanie wizualnej biblioteki istniejących obrazów i dostęp do rzeczywistości zapośredniczonej przez różnego rodzaju archiwa. Internet jest nośnikiem palących problemów do rozwiązania, na które chce lub musi reagować świat sztuki, a malarz zadaje sobie, a w konsekwencji także swoim odbiorcom, następujące pytanie: na ile dystans, albo przeciwnie, nadmierne pożądanie artefaktów współczesnego życia przekładają się na kondycję psychiczną człowieka?
Uwikłania artysty w mechanizmy, już nie tyle kultury masowej, co stylu życia, znacznie bardziej niż kiedyś zagrażają ideałom tworzenia. Bliżej mi do przekonania, że sztuka wtedy może mieć wpływ na rzeczywistość, jeśli ma całkowitą autonomię, rozumianą jako możliwość stawiania celów samej sobie. Kiedy artyści sami wybierają swój temat i obszar poszukiwań, często tworząc idee, które nie zaistniały wcześniej w rzeczywistości.
Świat zjawisk dystrybuowanych przez internet, od których wydaje się być uzależnionych wielu artystów, z malarzami włącznie, pomimo swojej niepoliczalnej zawartości i potencjalnej atrakcyjności jest podszyty grozą wtórności. Nierzadko na naszych oczach, via social media, odbywa się spektakl redystrybucji artystycznych treści: ornamentów, form, kształtów, a nawet póz, które stają się nieoczekiwanie dobrem wspólnym na zasadzie Creatives Commons, strącając w niebyt kategorię odrębności.
A przecież te fałszywie pociągające obrazy i zjawiska świata wirtualnego są tak naprawdę bardzo daleko od człowieka i jego spraw. Można tu mówić wprost o świecie zdehumanizowanym. Ich odwrotnością są więc te obrazy, które pochodzą „z wyobraźni” i dzięki temu mają znacznie większą łączność z energią i materią, która nas otacza.
Ideałem mocy twórczej jest mechanizm, w którym artysta zamiast reprodukować, kumuluje obrazy a następnie „tłumaczy” je na użytek odbiorców, otwierając nowe pola widzenia. Malarstwo nie jest tylko łatwo identyfikowalnym obiektem wizualnym. Wprawdzie nie zawsze jest ono w stanie precyzyjnie opowiadać i definiować świat, na podobieństwo fotografii, która jest pragmatycznie wiarygodna, ale poprzez swoją emocjonalność jest w stanie tworzyć nowe relacje między ludźmi albo pobudzać do zmiany te, które już istnieją. W sztuce bowiem chodzi przede wszystkim o szczerość, która, zdarza się, idzie w parze z oryginalnością.
Na szczęście nie brakuje dziś malarzy zuchwalców, którzy ze szczytu świata internetu wygłaszają swoje tezy równie dobitnie jak kiedyś Caravaggio. Do głosu dochodzą młodzi artyści o różnorodnych uzdolnieniach, próbujący uchwycić trudną koegzystencję stylów i znacznie wykraczający poza aktualność czasu, który opisują. Są świadomi, że wszelka wiedza, która nie nasuwa nowych pytań, staje się w szybkim czasie martwa. Z lekkością pracują ze spuścizną internetu, potężną przecież i obdarzoną walorem wszechobecności. Malarze ci bez kompleksów opowiadają o wszystkim i rozważają wszystko. Kultura, psychologia, ekonomia, edukacja, zdrowie, nauka – nic, absolutnie nic nie jest przez nich pominięte. Dociekania te nierozerwalnie łączą się z niezbyt eksponowanym dziś wysiłkiem, polegającym na tym, by uszanować fundamentalne zasady warsztatu malarza. Wiedzą, że obraz widziany z daleka ujawnia swój sens i przekaz, a także podstawowy zestaw cech formalnych, ale jednocześnie stanowi ledwie zapowiedź jakości swojej materii. Zgadzają się, by bliski ogląd dzieła malarskiego, kiedy można śledzić jego strukturę i w nią wnikać, przesądził ostatecznie o jego wartości. (To moment kulminacyjny i krytyczny dla każdego typu malarstwa, nie wyłączając żadnej z ekspresji, kiedy widz osiąga bliski kontakt z metodą budowania obrazu, bada jego cząstki składowe, można powiedzieć, że znajduje się w jego jądrze i doświadcza jego najgłębszych warstw).
Marcel Proust pisząc, że „nie należy do nas to, co było jasne już przed nami”, wygłosił pochwałę artysty, który poszukuje prawdy w sobie, wydobywając z ciemności będącej w nim samym to, czego nie znają inni. Najlepsze więc obrazy to te, które zawdzięczają swój sens odwadze zamknięcia w formę pewnych sądów i przeczuć, sprawiające wrażenie ostatecznych i zdecydowanych, ale łatwo w nich można dostrzec kruchość wynikającą z faktu, że stanowią nośnik dla subtelnych idei.
Potrzebujemy nowych obrazów.
Wrocław, 18 lutego 2020
Anna Kołodziejczyk
malarka, kuratorka, wykładowczyni ASP we Wrocławiu